Strefy polskie – cóż to za grzech?

archiwum Rainbow

Prawie cała Polska oszalała z wściekłości na “polskie strefy”, których organizację w kilku miejscowościach w Chorwacji i Grecji planuje w przyszłym sezonie wakacyjnym biuro Rainbow. Kompletnie niezrozumiały “hejt” poparty jest bełkotem pseudo-globtroterów, światowców gardzących “polskim motłochem”.

Przypomnijmy, że touroperator zapowiedział organizację “polskich stref” (nie – gett, wydzielonych stref czy ogrodzonych obozowisk) w 6 (SZEŚCIU) hotelach (czytaj TUTAJ). W sześciu spośród setek proponowanych. Prezes Rainbow Grzegorz Baszczyński podkreślał, że jest to propozycja dla tych, którzy boją się bariery językowej, źle czują się otoczeni angielsko-, niemiecko- czy rosyjsko-języcznymi tłumami.
Nie ma tej ofercie nic zdrożnego. Nie ma przymusu wybierania tej akurat oferty. Nie ma mowy o odgradzaniu strefy płotami, stawianiu parawanów, nie wpuszczaniu turystów z innych krajów. Tymczasem fala nienawiści i złośliwości, jaką codziennie wylewa się na ten pomysł w masowych mediach przerasta wszelkie wyobrażenia. Jak zwykle znalazło się wielu “fachowców” i autorytetów, którzy stanowczo wypowiadają się przeciw “polskim strefom”.
Wśród setek wypowiedzi w różnych mediach wynotowałem m.in.:
· Polaków charakteryzuje rasizm, ksenofobia, ciemnota
· Polacy chcą się zamknąć w ogródku z grillem i piwem;
· Polacy boją się i nie chcą poznawać świata
· Polacy są nieukami, nie znają języków obcych
· Zaściankowi Polacy nie chcą poznawać kultury i kuchni kraju, który zwiedzają
· Jestem przeciwny, po to jeździmy za granicę, aby poznać kulturę danego kraju, kuchnię, i zwyczaje
· Polak za granicą to tylko wstyd – jak najdalej od naszych rodaków
· Bardzo dobry sposób na oddzielenie “buraków” od normalnych turystów
· Dla mnie wyjazd zagraniczny może być z gronem znajomych, ale nie z tłumem tej samej narodowości
· Przynajmniej buraki będą się kisić we własnym sosie – i nie przynosić wstydu innym
· A co my jakieś bydło jesteśmy aby segregować?

A więc, jak zwykle – większość ma kłopoty, by prostą w sumie wiadomość przeczytać ze zrozumieniem. Do tego dochodzi powszechne poczucie wyższości nad rodakami. To zawsze “inni” są turystami. My jesteśmy podróżnikami, globtroterami, odkrywcami kultur świata. To inni upijają się tanim winem i piwem, my popijamy drinki z palemkami i dyskutujemy (w kilku językach) na temat wpływu sztuki sumeryjskiej na kulturę świata. To inni boją się wychylić poza parawan, poza hotel, poza swoją “wiochę” – my odkrywamy inne cywilizacje, próbujemy smakołyków obcych kuchni, zagłębiamy się w zakamarki tubylczych domostw…

Zdecydowana większość turystów (nie tylko polskich) jeździ do hoteli. Duża część z nich (również Polaków) wybiera opcję all inclusive. Założę się, że spośród nich właśnie rekrutuje się większość “hejterów” “stref polskich”. Dobrze się czują w zamkniętych strefach hotelowych, wyjeżdżają poza nie dwa, trzy razy na zorganizowane wycieczki i na pobliski bazar. Poza kilkoma daniami jedzą zunifikowane, takie same we wszystkich hotelach dania kuchni “europejskiej”. Kulturę miejscową poznają na wieczorze folklorystycznym i w muzeum. Upijają się darmowymi drinkami w kosmopolitycznym towarzystwie z innych krajów europejskich. Z obsługą hotelową, sklepikarzami rozmawiają nie w języku tubylców, ale po angielsku. Gdzie tu “odkrywanie świata”, “poznawanie kultury i kuchni świata”?
Kto chce posmakować regionalnej kuchni musi wyjść poza hotel – tego nie zabronią mu polskie strefy. Kto chce i stać go na samodzielne podróżowanie, indywidualne poznawanie innych krajów – niech tak robi. Jednak samodzielnie podróżujących (z różnych względów) jest zdecydowanie mniej. Samodzielność nie czyni ich lepszymi i nie upoważnia do lekceważenia podróżujących w grupie. A zresztą, większość “hejtujących” jeździ prawdopodobnie do hoteli na wyjazdy organizowane przez biura podróży.

Nie widzę nic złego w polskich strefach. Nie krzywdzą nikogo. Przeciwnie – strefa ma pomóc w spędzeniu wolnego czasu, zapewnić animatora z językiem polskim (jakoś nie czytałem oburzenia na animatorów mówiących po angielsku, niemiecku czy rosyjsku), a informacja w języku polskim może właśnie namówi do ruszenia się poza hotel, do poznania kraju, w którym jesteśmy. “Światowcy-hejterzy” – więcej wakacyjnego luzu!