Zielona Góra pustoszeje. Media odstraszają turystów koronawirusem

palmiarnia zielona góra
Winnica pod Palmiarnią w Zielonej Górze / fot. AG

Szaleństwo trwa. W ciągu paru godzin od ogłoszenia oficjalnego potwierdzenia zachorowania jednego człowieka na koronawirusa w Zielonej Górze na tamtejsze hotele spadła lawina odwoływanych rezerwacji. Z pobytu i konferencji rezygnują klienci prywatni i firmy. Sprzedaż zamarła. Branża turystyczna wyczekuje końca medialnej paniki.

„Zrobili z naszego miasta jakiś Czarnobyl” – mówi nam jeden z przedsiębiorców działających w branży turystycznej w Zielonej Górze. Wizerunek miasta i regionu, budowany mozolnie przez lata, w ciągu paru godzin legł w gruzach z powodu medialnego piętna „miasta z koronawirusem”. Przedsiębiorcy otrzymują dziesiątki telefonów z prośbą o anulowanie albo przesunięcie rezerwacji, zarówno od gości z Polski, jak i od tych z zagranicy. Jeden z organizatorów konferencji zapytał zielonogórskiego hotelarza, czy „miasto jest zamknięte”.

Prezydent odwołuje wszystko, media przepytują sanitariusza

Jeszcze tego samego dnia, w którym potwierdzono, że w na Kliniczny Oddział Zakaźny w szpitalu w Zielonej Górze został przyjęty jeden pacjent zarażony wirusem COVID-19, prezydent miasta odwołał wszystkie wydarzenia zaplanowane na kolejne dwa tygodnie. Anulowano wszystko, co się dało: od koncertów, spektakli teatralnych, poprzez targi, aż po warsztaty w domach kultury i bibliotekach, czy dzień kobiet w świetlicy „Racula”.

Część mieszkańców miasta stara się żyć normalnie, ale niektórym udzieliła się panika. Wywołują ją setki artykułów, memów, relacji telewizyjnych, pościg dziennikarzy i urzędników za kimkolwiek, kto miał kontakt z zarażonym. Dziennikarze tabloidów zidentyfikowali rodzinę, dom pacjenta, przeprowadzili nawet wywiad z sanitariuszem, który wiózł go do szpitala.

„Na początku sytuacja mnie ciekawiła, potem zaczęło mnie to wręcz śmieszyć, teraz zaczyna już irytować. Gdzie się nie pójdzie, czy do znajomych, czy do sklepu, jest tylko jeden temat – koronawirus. Ludzie panikują i zaczynają robić dziwne zapasy. Ze sklepów znikają produkty suche, makarony, kasze, oleje. Jest na nie bardzo duże zapotrzebowanie” – mówi nam mieszkaniec miasta.

W ciągu trzech godzin znika 50 proc. rezerwacji

Przedsiębiorcy turystyczni znaleźli się wśród tych, w których sytuacja uderzyła w pierwszej kolejności.

„Od 10 lat pracuję w hotelu i z taką sytuacją spotykam się po raz pierwszy w życiu, tego samego zdania jest większość osób z naszej branży. Skala problemu jest niebywała. Po tym, jak w mediach ukazało się oficjalne potwierdzenie wystąpienia przypadku koronawirusa, w przeciągu trzech godzin anulowanych zostało ponad 50 proc. zarezerwowanych u nas noclegów, konferencji, szkoleń i spotkań” – mówi nam Lucjan Bilibucha, zastępca dyrektora hotelu Ruben ds. sprzedaży i marketingu.

„Wpływ narracji medialnej o wirusie na przyjazd gości do Zielonej Góry jest ogromny. Nawet jeśli odbywają się jakieś wydarzenia, to frekwencja na nich zwyczajnie nie dopisuje. Fala paniki dosięgnęła też naszych stałych klientów i gości zagranicznych, którzy mają odgórny zakaz wyjazdów zagranicznych. Mam nadzieję, że jak najszybciej się to wszystko uspokoi” – dodaje.

Goście zagraniczni panikują

Rezerwacje odwołują nie tylko Polacy, ale również Niemcy, Holendrzy, goście z Danii i innych krajów. Potwierdzają to wszyscy hotelarze, z którymi rozmawiamy – terminy w najbliższych tygodniach są odwoływane, napływa mnóstwo pytań o możliwość przesunięcia noclegów i konferencji na kwiecień, maj i czerwiec.

„Wiele firm nie wie, co robić dalej, mają zaplanowane szkolenia i konferencje, a nie wszystko mogą przenieść. My staramy się reagować racjonalnie, przenosimy rezerwacje, ale nie mamy pewności, że sytuacja się uspokoi. Jesteśmy elastyczni i nie będziemy obciążać gości pełnymi kosztami, jednak nie wiemy, jak długo ta sytuacja potrwa” – relacjonuje Lucjan Bilibucha.

Stanęła również sprzedaż. Napływa dużo mniej zapytań o rezerwacje miejsc noclegowych. Na razie nie są odwoływane duże wydarzenia zaplanowane na dalsze terminy, ale goście pytają, co będzie, jeśli „epidemia” nie przeminie.

Czytaj także: Spokój i wiedza, czyli jak rozmawiać z klientami o koronawirusie. Sprawdzamy fakty

W oczekiwaniu na powrót do normalności

Pamiętajmy, że wciąż jest to sytuacja z jednym człowiekiem w szpitalu. Wpłynęła ona, poprzez elementy paniki, na turystykę: biura podróży, hotelarzy, przewodników. Na pewno jest to chwilowe: teraz mamy taki moment, w którym ludzie rezygnują ze swoich planów. Sezon turystyczny faktycznie będzie ruszał na początku wiosny. Ciężko przewidzieć, co będzie dalej. Żyjemy normalnie i czekamy na to, co się będzie działo. Trzeba mieć nadzieję, że sytuacja zostanie opanowana i będzie się stabilizować” – mówi Hubert Małyszczyk, kierownik Visit Zielona Góra.

Jak na razie najgorzej sytuacja wygląda w samym mieście, choć niespokojne ruchy ze strony klientów obserwują również przedsiębiorcy w regionie. Jak na razie właściciele obiektów w Lubuskiem nie mają do czynienia z odwoływaniem imprez czy przyjazdów, ale odbierają telefony z pytaniami ze strony gości. Ludzie pytają, czy wszystko odbędzie się zgodnie z planem.

Sytuacja wróci do normy, ale będą straty

„Na dzień dzisiejszy nie odczuwamy żadnego spadku zainteresowania naszą ofertą. Startujemy z sezonem wodniackim od połowy kwietnia i jak co roku klienci kontaktują się z nami praktycznie codziennie i rezerwują terminy rejsów. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że to, co obecnie się dzieje, ma przełożenie na wiele decyzji, także tych związanych ze sposobem spędzania wolnego czasu. Wierzę jednak, że zachowamy w tym wszystkim zdrowy rozsądek. Sytuacji nie należy bagatelizować, jednakże reakcje powinny być adekwatne i proporcjonalne do problemu. Niekiedy bywa tak, że reakcje właśnie są dużo bardziej niebezpieczne od samego ich powodu. Mam ogromną nadzieję, że szybko poradzimy sobie z całą tą sytuacją i już niebawem wszystko wróci na swoje tory” – podsumowuje Łukasz Kozłowski, prezes zarządu „Odra dla Turystów”

„Miejmy nadzieję, że to się jak najszybciej skończy. Jedno jest jednak pewno: hotelarzom będzie bardzo trudno odrobić ten stracony czas i wyrobić założenia budżetowe. W hotelarstwie to nie jest dobra sytuacja, gdy jeden miesiąc jest bardzo słaby, a kolejne są zdecydowanie mocniejsze. Pracownikom wszystkich działów trzeba dać pracę, zapewnić zajęcie. Od tego jesteśmy, mamy jednak związane ręce”– mówi nasz rozmówca z hotelu Ruben, odnosząc się do sytuacji w stolicy województwa.

„Zatrudnienie jest dostosowane do hotelu, który pracuje na 100 proc. obłożenia, a nie na połowę. Jeśli zaistniała sytuacja będzie się utrzymywała dłużej, to będzie po prostu kiepsko, a utracone przychody mogą okazać się fatalne w skutkach” – dodaje.