Wszyscy kochają szarą strefę

fot. MM

Czy naprawdę trzeba więcej trupów turystów, żeby wszyscy zaczęli traktować szarą strefę jak przestępców, działających na szkodę całej branży turystycznej i turystów? Branża turystyczna za rzadko reaguje na nielegalną działalność, urzędy nie mają odpowiednich narzędzi do karania oszustów, policja i prokuratura widzi „małą szkodliwość”, sądy wydają kuriozalne wyroki.

Ostatni tragiczny wypadek autobusu wiozącego polskich pielgrzymów (turystów) po drogach Chorwacji, obudziła na chwilę dyskusję o szarej strefie w polskiej branży turystycznej. Oczywiście, na forach social mediów wszyscy wypisywali, jak to podli są podstępni pseudo-przedsiębiorcy nielegalnie organizujący pielgrzymi i wycieczki szkolne. Co więcej, wielu dyskutantów na Facebooku przyznawało, że zna w swojej okolicy co najmniej kilka firm lub osób tworzących szarą strefę. Kiedy jednak Marzena Markowska w doskonałym raporcie „Armia nielegalnych firm niszczy turystykę. Dekady bezsilności wobec szarej strefy” dokonała analizy liczby zgłaszanych podmiotów podejrzanych o nielegalną działalność, to okazało się, że owszem, było ich w ostatnich czterech latach kilkaset, ale to kropla w morzu. Zgłoszeń dokonują głównie izby i organizacje turystyczne, a powinni wszyscy.

Porażka systemu i całej branży

Przecież szara strefa to nie tylko pseudo-biura organizujące wyjazdy. To również obiekty noclegowe bez uprawnień, bezprawnie używające nomenklatury hotelarskiej. Czy brak większej liczby zgłoszeń to wynik bezsilności? Bo przecież tylko tylko 9 proc. spraw zgłaszanych do urzędów marszałkowskich kończy się wydaniem zakazu działalności, a spośród 15 podmiotów objętych obecnie zakazem, dziewięć działa dalej.

To porażka nie tylko wymiaru sprawiedliwości i rzędów marszałkowskich. To wielka porażka branży turystycznej, która od prawie dwudziestu lat nie potrafi wywrzeć należytego nacisku na polityków i urzędników, by ustanowili takie prawo, które uniemożliwi, albo choć skutecznie utrudni działanie szarej strefy. Na razie śmieszne małe kary nakładane za oszukiwanie powodują, że żaden nieuczciwy „przedsiębiorca” się ich nie boi. Może więc wszystkie biura podróży powinny się wypisać z rejestru organizatorów turystyki? Przecież kara 500 zł, to „mały pikuś” w porównaniu z gwarancją bankową, wpłatami na TFG…

Pora zewrzeć szyki, to jest wojna

Nie jest rolą branży uświadamiać policjantów, że impreza turystyczna to nie zwykła balanga czy imprezka w remizie, oraz że nielegalne jej organizowanie to jednak „duża szkodliwość”. Pora jednak lobbować (mocno lobbować, aż do zanudzenia polityków) za tym, by urzędy marszałkowskie otrzymały odpowiednie narzędzia i możliwość nakładania kar liczonych w tysiącach a nie w setkach złotych.

Tragicznych w skutkach wypadków z udziałem turystów jest na szczęście stosunkowo mało. Nie słychać o pożarze w nielegalnym obiekcie noclegowych niespełniającym norm bezpieczeństwa. Ale czy naprawdę musimy czekać na takie wypadki? Czy tylko widok trupów, nieszczęścia rodzin, burza w masowych mediach budzi nas do działania? A może czas najwyższy, by organizacje, izby turystyczne, przemówiły jednym głosem (bez kłótni, czyj głos mocniej wybrzmi), by ich przedstawiciele uderzyli w odpowiedni stół i przekonali rządzących, że tu idzie o wielką rzecz. Odium szarej strefy i popełnianych przez nią przestępstw i wykroczeń spada na całą branżę. Branżo, do dzieła, zacznij się bronić. A najlepszą obroną jest atak!