Kto zapłaci za błędną decyzję ministra Cichockiego?

TW

Wiadomo już, kto osobiście odpowiada za odrzucenie przez Radę Ministrów projektu ustawy o Turystycznym Funduszu Gwarancyjnym. Czy jednak szef kancelarii premiera Jacek Cichocki, którego kuriozalna argumentacja przekonała Sekretarza Rady Ministrów, że w systemie zabezpieczeń finansowych dla biur podróży wszystko gra, poniesie jakąkolwiek odpowiedzialność finansową za swoją niekompetencję?

Oczywiście, że nie poniesie, ponieważ już nie za takie zaniedbania i błędne decyzje nie karano w Polsce nikogo. Gdyby jednak Jacek Cichocki miał z własnej kieszeni pokryć konsekwencje swoich decyzji, może trzy razy zastanowiłby się zanim napisał, że „kwestia rzeczywistej potrzeby wzmocnienia systemu zabezpieczeń finansowych organizatorów i pośredników turystycznych […] jest dyskusyjna”.

Rząd nie rozumie projektu
A do takiego właśnie światłego wniosku doszedł minister Cichocki w swojej analizie projektu ustawy o Turystycznym Funduszu Gwarancyjnym wysłanej 25 lipca do Sekretarza Rady Ministrów. Prezentowane przez niego argumenty imponują rozmachem niekompetencji i wpisują się gładko w tradycję intelektualną prezentowaną przez kolejne pokolenia polskich urzędników wyższego szczebla. Jacek Cichocki uzasadnia swoje stanowisko zgodnie ze złotą zasadą wyznawaną przez kolejne ekipy rządzące Polską: „na razie nic się nie dzieje, więc jakoś to będzie.”

Sformułowanie to podsumowuje mniej więcej wszystkie przytaczane przez Cichockiego uwagi co do zasadności wprowadzenia funduszu. Okraszone są one głębokim niezrozumieniem założeń tego projektu. Cichocki jako argument przeciw podaje na przykład fakt, że „przyjęcie proponowanego rozwiązania skutkowałoby stałym, znaczącym wzrostem środków finansowych gromadzonych przez fundusz.”

Argument za czy przeciw
Główna zaleta funduszu, przytaczana wielokrotnie jako jego ważny argument „za”, została więc uznana przez pana ministra za jego zasadniczą wadę. Wobec tak chytrej paraboli myślowej, ręce same składają się do gratulacji, tym bardziej że Cichocki na tym nie poprzestaje. Używa bowiem jednocześnie argumentu, że „w 2013 roku nie zaistniały żadne zdarzenia, które wymagałyby uruchomienia ww. środków.” Proste, genialne. Nie padają biura, nie ma potrzeby wprowadzania zmian.

Wzruszająca jest wiara Jacka Cichockiego w żelazną kondycję polskiej branży oraz jego głęboka troska o stan kieszeni przedsiębiorców. Wiceminister nie chciał dopuścić, aby organizatorzy turystyczni przepłacali składki do funduszu, co być może byłoby chwalebne, gdyby nie zapomniał jednocześnie o drobnej, choć zasadniczej sprawie. Mianowicie, o obowiązkach, które nakłada na Państwo Polskie dyrektywa 90/314. A tych nie jest w stanie spełnić system zabezpieczeń w obecnym kształcie, nawet po podniesieniu minimalnych sum gwarancji ubezpieczeniowych i bankowych.

Cybula udowadnia, że zmiany konieczne
O tym, jakie są konsekwencje nieprawidłowej implementacji dyrektywy, przypomniał wszystkim mecenas Piotr Cybula, który wygrał w drugiej instancji sprawę w imieniu klienta biura Summerelse przeciwko Skarbowi Państwa. Warszawski Sąd Okręgowy przyznał rację argumentacji radcy prawnego, który uzasadniał, że jego klient stracił pieniądze z winy nieprawidłowej i niepełnej implementacji przez Państwo Polskie dyrektywy turystycznej. Ta bowiem określa jasno obowiązki przedsiębiorców: każdy klient, który wpłaca pieniądze na imprezę turystyczną organizatorowi, powinien być w pełni zabezpieczony i w razie upadłości biura, otrzymać 100% zwrot. Tak więc Skarb Państwa musi wypłacić klientowi Piotra Cybuli ok. 6 tys. zł oraz zwrócić koszty sądowe.

Wyrok ten otwiera furtkę dla podobnych roszczeń. A tych może być niemało. W wyniku upadłości organizatorów turystyki, które nastąpiły w samym 2012 roku, klientom należy się zwrot ok. 21 mln. zł. Z kwoty tej zwrócono niewielką część, pochodzącą z gwarancji turystycznych. Zwrotu reszty klienci mogą domagać się od Skarbu Państwa. Co oznacza, że za błędną implementację dyrektywy zapłacimy wszyscy.

Publiczne środki
Czy wobec tego wyroku Jacek Cichocki nadal będzie uważał, że obecnie klienci są dobrze zabezpieczeni? Łatwo szafuje publicznymi pieniędzmi, argumentując w swoim piśmie, że na potrzeby ściągnięcia klientów do kraju, rząd przeznaczył 1,2 mln zł w 2013 roku i 1,5 mln zł w 2014 roku, z rezerwy budżetowej. Środki te były do dyspozycji MSZ w razie gdyby pieniędzy z gwarancji było za mało. Fakt ich niewykorzystania jest dla Cichockiego argumentem, że wszystko gra.

Być może kwota 21 mln, które teraz być może trzeba będzie znaleźć na pokrycie roszczeń otworzy mu oczy na skalę problemu. Wobec 21 mln. 1,5 mln to suma śmieszna, poza tym pochodzi z budżetu Państwa. Może gdyby Cichockiemu kazano z własnych pieniędzy pokrywać roszczenia, które w przyszłości mogą powstać wskutek niewprowadzenia odpowiednich zmian w prawie, z większą atencją i rozwagą podchodziłby do procesu legislacyjnego.

Pieniądze przemówią do wyobraźni?
Choć podatników będzie pewnie sporo kosztował, wyrok w sprawie prowadzonej przez mecenasa Cybulę to dla branży dobra wiadomość. Wprowadzenie prawa, dzięki któremu klienci rezerwują imprezy z poczuciem finansowego bezpieczeństwa, powinno być dla branży priorytetem. Być może wizja wysupłania 21 mln zł z budżetu wpłynie pozytywnie na urzędniczą wyobraźnię, kreatywność i chęć do pracy. Oby tylko energia ta skierowana została we właściwą stronę, czyli w kierunku stworzenia wreszcie skutecznego systemu zabezpieczeń. A nie wymyślania kolejnych dróg na skróty oraz kuriozalnych argumentów za tym, że nie jest źle, więc po co się przemęczać.


POWIĄZANE WPISY

Privacy Preference Center