Nie mamy co liczyć na zmianę ustawy o promocji turystycznej

Adam Gąsior/fot. MM

Ustawa o „nowym ładzie” słowem nie wspomina o opłacie turystycznej – można się więc spodziewać, że ta ostatnia nie zostanie przez dłuższy czas wprowadzona. Opłata miała być elementem reformy ustawy o promocji turystycznej w Polsce. Skoro nie zostaje wprowadzona wraz z ogromną rewolucją podatkową, jaką jest „nowy ład”, to raczej nie ma szans na rychłe zmiany w ustawie o promocji.

Jeszcze w styczniu 2020 roku, w pierwszym wywiadzie udzielonym po objęciu stanowiska sekretarza stanu odpowiedzialnego za turystykę (w ówczesnym Ministerstwie Rozwoju, Pracy i Technologii), Andrzej Gut-Mostowy powiedział, m.in.: „Wydaje się, że najpilniejszy jest temat opłaty turystycznej. Jest to sprawa kontrowersyjna, podnoszona przez wiele samorządów, zrzeszeń gmin i organizacji. Dlatego uważam, że w tej kwestii pilne jest przeprowadzenie szerokich konsultacji i wypracowanie modelu pobierania opłaty i jej dystrybucji. Najpóźniej w ciągu dwóch miesięcy powinniśmy mieć to opracowane.”

Oczywiście, wkrótce potem przyszła pandemia i ważniejsze problemy. Ratowanie polskiej branży turystycznej przed zapaścią zepchnęło sprawy ustawy na najdalszy z możliwych planów. Potem jednak pandemia ustąpiła nieco pola, więc temat ustaw turystycznych (o promocji, usługach hotelarskich i przewodnickich) wrócił.

Zapowiedź ofensywy legislacyjnej

22 lipca 2021 przedstawiciele Ministerstwa Rozwoju zapowiedzieli na posiedzeniu Sejmowej Komisji ds. Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki ofensywę nowelizacyjną w prawie turystycznym. Jak powiedzieli, zmiany wprowadzone zostaną do wszystkich aktów prawnych obowiązujących w turystyce. Miały dotyczyć obiektów noclegowych, przewodników górskich, systemu promocji turystycznej i imprez turystycznych. Początek konsultacji społecznych zapowiedziany został na wrzesień.

Już wtedy było wiadomo, że najbardziej zaawansowane są i najszybciej zakończone będą prace nad nowelizacją ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o usługach hotelarskich oraz usługach pilotów wycieczek i przewodników turystycznych. Przez kolejne tygodnie departament turystyki uwzględnił zdecydowaną większość uwag i propozycji opracowanych przez środowisko hotelarzy (głównie przez IGHP). Szybko też uporano się – na etapie projektów – z dostosowaniem obowiązujących regulacji dotyczących usług pilotów wycieczek i przewodników turystycznych do przepisów w zakresie zasad uznawania kwalifikacji zawodowych nabytych w państwach członkowskich UE oraz z rozwiązaniem problemu rejestru licencjonowanych przewodników górskich.

„Będą trzy w jednym”

Andrzej Gut-Mostowy zapowiedział także: „Nasze zamierzenia legislacyjne będą dotyczyły także reformy systemu promocji turystycznej, w tym funkcjonowania POT, ROT-ów i LOT-ów.”

Dyrektor departamentu turystyki, Dominik Borek, dodał: „Te trzy elementy: związane z przewodnikami górskimi, hotelami, systemem promocji i opłatą turystyczną chcielibyśmy uporządkować w jednym procesie legislacyjnym za pomocą jednej ustawy.”

Na tym samym posiedzeniu komisji sejmowej, przedstawiono tzw. horyzont czasowy początku planowanych prac. Na początku września resort planował zakończyć uzgadnianie planowanych zmian z dwoma ciałami opiniotwórczymi: Radą Ekspertów ds. Turystyki i Radą POT, a także rozpocząć konsultacje społeczne aktów prawnych.

Cyrk rekonstrukcyjny rządu – szansa na postawienie warunków?

Niestety, w sierpniu zaczął się kolejny cyrk rekonstrukcyjny rządu. W związku z odwołaniem z rządu Jarosława Gowina (szefa Porozumienia, do którego należał Gut-Mostowy), Andrzej Gut-Mostowy podał się do dymisji. Ta nie została przyjęta i sześć dni później Andrzej Gut-Mostowy został powołany na sekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii. Jednocześnie zrezygnował z członkostwa w Porozumieniu.

Był to moment, w którym Gut-Mostowy miał w ręku mocną kartę przetargową – w przypadku glosowań nad ważnymi dla PIS ustawami każdy głos była na wagę złota. Niestety, wszystko wygląda na to, że nie wykorzystał na razie tej szansy. Czy będzie następna? Nie wiemy, bowiem po kolejnych dwóch miesiącach okazało się, że departament turystyki „wraca” do z powrotem powołanego Ministerstwa Sportu i Turystyki. Zamieszanie spowodowało, że o obiecanych i zapowiedzianych zmianach legislacyjnych zapomniano.

Jest wysoce prawdopodobne, że w Ministerstwie Sportu i Turystyki ostatni człon nazwy będzie – tradycyjnie już – traktowany jako dodatek, z którym nie wiadomo właściwie co zrobić. Co prawda sprawy turystyki zostawiono w gestii Guta-Mostowego, ale ten nie ma chyba takiej siły przebicia jak przy poprzednim układzie sił, gdy koalicjantem było Porozumienie. Zlikwidowane już Ministerstwo Rozwoju Pracy i Technologii było w rękach jednej partii – partii, której członkiem był właśnie Gut-Mostowy.

Obecnie resort nie ma najlepszej prasy. Niedługo priorytetem dla kierownictwa resortu będą Zimowe Igrzyska, potem kolejne wielkie imprezy sportowe. Czy ktoś przebije się do ministra Bortniczuka przypomnieniem, że ma w pełnej nazwie ministerstwa słowo „turystyka”?

Zapomniana opłata turystyczna

Ustawa o „nowym ładzie” słowem nie wspomina o opłacie turystycznej – można się więc spodziewać, że ta ostatnia nie zostanie przez dłuższy czas wprowadzona. A wiadomo, że bez wprowadzenia opłaty turystycznej nie ma mowy o reformie ustawy o promocji i całego systemu promocji. Z naszych informacji wynika, że przeciw wprowadzeniu opłaty turystycznej jest duży opór wśród członków Rady Ministrów. Dlaczego jej się obawiają, dlaczego nie chcą jej wprowadzenia?

Po pierwsze: pieniądze z opłaty turystycznej trafiłyby do samorządów (na poziomie wojewódzkim, gminnym) a nie jak nakładane na przedsiębiorców podatki – do centrali. Widocznie według rządzących dodatkowe pieniądze nie przydałyby się na nic samorządowcom. Nic to, że w większości krajów europejskich pieniądze z opłaty turystycznej wydawane są nie tylko na promocję, ale i na poprawę infrastruktury służącej turystom. I nie trzeba daleko szukać, wystarczy zajrzeć na Słowację.

Nie bez znaczenia jest zapewne fakt, że pieniędzy tej nie dałoby się wydać na nieprzeprowadzone wybory bądź niezakupione nigdy respiratory. Oraz fakt, że kosztów opłaty nie ponosiliby przedsiębiorcy, czyli grupa mająca wedle zamierzeń finansować „nowy ład”, tylko turyści. A filozofia fiskalna rządu jest dziś prosta. Budżet państwa zasilać mają firmy prywatne. Wyborcy i potencjalni wyborcy otrzymywać mają dopłaty i bony, a nie dodatkowe finansowe obciążenia.

Rządzący boją się krzyku wyborców, że wprowadzają nowy „podatek”. Krzyk co prawda podniesie się głównie w internecie, ale strach przed tym jak widać jest wielki. A przecież ci sami protestujący przeciw opłacie turystycznej w Polsce, zaraza wyjadą do Chorwacji, Austrii, na Słowację i wszędzie tam bez szemrania opłatę tę wniosą. Nikomu widać nie przeszkadza, ile tracimy (głównie samorządy, nie rząd przecież) pieniędzy. Według GUS-u tego lata w Rewalu nad Bałtykiem sprzedano ponad 686 tysięcy noclegowych. Gdyby za każdą noc pobierano 2 złote (a więc mniej niż 0,5 euro), zebrano by ponad 1,3 mln złotych. Na rozwój turystyki, na promocję. Gdyby tę wiedzę mądrze i z głową rozpropagować, może nie trzeba by się obawiać opinii publicznej.

I na nic kilkuletnie dyskusje – na ogół z udziałem przedstawicieli departamentu turystyki (w różnych resortach) – na temat zalet opłaty turystycznej, korzyściach, jakie z niej czerpią inne kraje. Na nic dobre przykłady (nieomalże do skopiowania) rozwiązań w Chorwacji, Austrii, na Słowacji. Wszyscy mogą na turystyce zarabiać, my – nie!