Nowa Huta – wyprawa wehikułem czasu

Nowa Huta atrakcją turystyczną Krakowa
Wejście główne na teren dawnej Huty Lenina, obecnie Huty im. Tadeusza Sendzimira/fot. MM

Mająca być oddzielnym miastem ludu pracującego, przeciwwagą dla „inteligenckiego” Krakowa, jego dzisiejsza dzielnica – Nowa Huta, to odrębna atrakcja turystów, przyciągająca miłośników historii najnowszej, badaczy śladów komunizmu.

Dzięki firmie CrazyGuides z Krakowa mieliśmy okazję zobaczyć kilka ważnych miejsc na mapie turystycznej Nowej Huty. Przede wszystkim dany Plac Centralny, od 2004 roku noszący jeszcze drugą część nazwy – Ronalda Reagana. To – jak nazwa wskazuje – centralne miejsce budowanego na przełomie lat 40. I 50 ubiegłego wieku miasta. Budynki otaczające plac przypominają „urodą” choćby te, znane nam z warszawskiego MDM-u.

Plac Centralny Ronalda Reagana/fot. MM

Również prowadzące do placu ulice zmieniły swe nazwy. Aleja Lenina, prowadząca do Huty im. Lenina, jest Aleją Solidarności prowadzącą do Huty Sendzimira. Ulica Przodowników Pracy, to teraz ulica Jana Pawła II, zaś Aleja Rewolucji Październikowej – Aleja Andersa.
W 1989 roku obalono stojący na placu pomnik Lenina (wyjątkowo toporny) a Hucie zmieniono patrona – z „wodza rewolucji” na zwanego „Edisonem metalurgii – Tadeusza Sendzimira.

Na jednym z narożników placu znajduje się restauracja „Stylowa”. Dla wędrujących śladami lat 50. XX wieku idealny przystanek – zachowane zostały tutaj oryginalne wnętrza, lokal wygląda prawie tak samo, jak w dniu otwarcia – 22 lipca 1956 roku.
W tutejszym ogródku nasz przewodnik opowiada nam historię budowy Nowej Huty, historię pomnika Lenina (m.in. próby jego wysadzenia w powietrze), pokazuje zdjęcia z siedemdziesięciu lat historii.

Potem wiezie nas pod główną bramą huty. Tutaj odwiedzamy tzw. Budynek S, jeden z dwóch monumentalnych, zbudowanych w pseudorenesansowym stylu gmachów strzegących obu stron bramy.

Dziedziniec budynku S/fot. MM

Wchodzimy na duży, kwadratowy dziedziniec, następnie narożnej klatki schodowej, w której zakręconymi schodami schodzimy do poziomu piwnic. Przez grube żelazne drzwi dostajemy się do dawnego centrum dowodzenia kombinatem.

Wewnątrz wszystkich pomieszczeń czas jakby się zatrzymał. Jakby przed chwilą wyszli urzędujący tutaj ludzie. Czujemy się jakby nas wehikuł czasu przeniósł o kilkadziesiąt lat wstecz. Dla pamiętających czasy i absurdy PRL-u, to wycieczka w zapomniane już czasy, w koszmar młodości lub dorosłości. Dla dzisiejszej młodzieży, to abstrakcja podobna wizycie na stacji międzyplanetarnej.

W tym centrum dowodzenia, w razie ataku „wrażych sił” Zachodu miała schronić się dyrekcja huty i zarządzać zakładem. Obchodzimy po kolei wszystkie pomieszczenia. Pokoje rekreacyjne z łóżkami, na których miała odpoczywać część zmiany załogi bunkra; sanitariaty, maszynownię i pomieszczeni, w którym zgromadzono dziesiątki akumulatorów mających zasilać w razie potrzeby urządzenia schronu.

W wąskim korytarzu znajduje się ciąg kabin telefonicznych, co ciekawe telefony wciąż działają (przynajmniej w wewnętrznej sieci bunkra). Aparaty telefoniczne zresztą stoją w każdym pomieszczeniu. Także w studiu radiowym, to stąd miały być nadawane komunikaty słyszane na terenie całego kombinatu (przez system „szczekaczek”).

fot. MM

W zamyśle projektantów najważniejszymi pomieszczeniami są dwie sale: właściwe centrum dowodzenia i pokój operacyjny. W pierwszym na ścianie wisi podświetlany plan kombinatu (światełka nadal działają), tablica do zapisywania danych meteorologicznych i druga – informująca o stanie ewentualnego skażenia. Prze każdym krzesłem tabliczka z wypisanym stanowiskiem siedzącego (m.in. dyrektora huty), telefon i przyciski. W drugim na ścianie wisi mapa Krakowa z zakreślonymi czerwonymi kręgami.

fot. MM

Tuż obok okienko do przekazywania meldunków. Tych telefonicznych lub donoszonych przez gońców. Co ostatni powinni się odkazić w specjalnym pomieszczeniu a sam meldunek podawać przez okrągły otwór w pancernych drzwiach.
Powietrze dostające się do schronu było filtrowane i aby zapewnić ciągłą pracę filtrów zamontowano stały rower do produkowania za pomocą dynama prądu.

W galotach stojących w korytarzach i pomieszczeniach możemy obejrzeć maski przeciwgazowe, dyplomy broszury propagandowe. Najciekawsze jest, że ostatnie druki, kalendarze pochodzą z połowy lat 90. Ubiegłego roku, kiedy schrony użytkowała Obrona Cywilna.

fot. MM

A pewna ulgą wychodzimy na powierzchnię. Czeka nas jeszcze oglądanie Osiedli Nowej Huty z okien samochodu i ostatnia część programu – przejażdżka autentycznym Trabantem. I znowu – dla starszych, to powrót pamięcią do polskich ulic sprzed 40, 50 lat; dla młodszych – wyprawa do pojazdów nieomalże przedpotopowych. Mocno głośny samochodzik wzbudza zresztą niemałą sensację na ulicy pełnej „normalnych” współczesnych aut.

fot. MM

Po wyciecze „mydelniczką”, jak zwano niegdyś produkt przemysłu samochodowego Niemieckiej Republiki Demokratycznej, kończymy naszą podróż w czasie.

Crazyguides.com.pl

fot. MM
fot. MM
fot. MM

Popatrz na Kraków z balonu