Podzieleni – znaczy słabsi

materiały prasowe

Izba Turystyki Rzeczypospolitej Polskiej i Polska Izba Turystyki nie mogą się zjednoczyć, bo kilkanaście osób w kraju, metrykalnie dorosłych, od lat pała do siebie niechęcią i nie potrafi się dogadać. Może wystarczy te osoby poprosić, żeby odeszły ze stanowisk? „Ja – z nim w zgodzie? – Mocium panie,
Wprzódy słońce w miejscu stanie,
Wprzódy w morzu wyschnie woda,
Nim tu u nas będzie zgoda.”

/Aleksander Fredro „Zemsta” akt II/

To że środowisko polskich biur podróży jest podzielone i między innymi przez to słabe, wychodzi przy okazji praktycznie każdej konfrontacji z władzami. Nie może być inaczej, bowiem cztery największe organizacje samorządowe biur turystycznych (ITRP, OSAT, PIT, PZOT) skupiają mniej niż jedną czwartą wszystkich biur działających w Polsce. Urzędnicy Ministerstwa Sportu i Turystyki przyznają, że rozdrobnienie branży i fakt, że skupia niewielki procent wszystkich biur, ułatwia resortowi forsowanie swojego zdania.

Potwierdza to choćby finał konsultacji projektu ustawy o usługach turystycznych. Spośród uwag przesłanych przez izby turystyczne, MSiT odrzucił zdecydowaną większość. Podobnie było przy forsowaniu ustawy o Turystycznym Funduszu Gwarancyjnym. Branży został żal, że jej nie wysłuchano. Zresztą obie izby aż proszą się, by nie traktować ich poważnie jako reprezentantów branży. Podczas posiedzeń komisji sejmowych, ale i podczas innych spotkań, przedstawiciele ITRP i PIT prawie zawsze muszą mieć inne zdanie, często wygląda to, jakby to było tylko po to, by zaznaczyć swoją odrębność. Rzecz jasna można się różnić, ale tak naprawdę nikt nie rozumie, czym różnią się obie izby i dlaczego nie mówią jednym głosem.

A w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Agentów Turystycznych i Polskim Związku Organizatorów Turystyki jest łatwiej – obie organizacje skupiają konkretne grupy biur podróży i bronią ich interesów. W ITRP i w PIT członkami nie są jedynie biura podróży. Praktycznie członkiem może zostać każdy podmiot z szeroko rozumianej branży turystycznej, a więc: biura turystyczne, przewoźnicy, ubezpieczyciele, hotelarze, gastronomicy. Trudno jest jednoznacznie bronić interesów wszystkich tych grup, ale starają się to robić zespoły tematyczne.
Obie organizacje mają podobne statuty, obie starają się mieć oddziały wojewódzkie. W ITRP jest nieco inna struktura, jest stowarzyszeniem izb, federacją – Izbę tworzą izby regionalne; w PIT – w województwach działają oddziały.

Niechęć między przedstawicielami jest widoczna gołym okiem. Można ją wyczytać w pismach, oświadczeniach, zaobserwować podczas spotkań. Oczywiście, oficjalnie szefostwa obu izb zgłaszają chęć współpracy, przyznają, że jakaś forma ścisłego współdziałania lub nawet zjednoczenia jest konieczne, ale… Właśnie o to „ale” się rozchodzi. Nie jest tajemnicą, że u podłoża niechęci leżą zaszłości i ambicyjki. Co więcej, wspomniana niechęć występuje na każdym poziomie. Nie potrafią poważnie porozmawiać o zjednoczeniu nie tylko prezesi Izb, ale i prezesi w poszczególnych oddziałach.
O jakie zaszłości chodzi? Pewnie już nikt nie pamięta, teraz wiodącą rolę odgrywają ambicje czy też ambicyjki wodzów.

Na początku powstawania izb turystycznych, regiony niechętnie przyjęły powstanie w Warszawie PIT. Tradycyjna niechęć do stolicy i do centralnego sterowania spowodowały powstanie samodzielnych izb regionalnych (również w samej Warszawie). Po kilku latach założyły one Krajową Radę Izb Turystyki, która nie miała jednak osobowości prawnej. Zastąpiła ją w 2009 roku ITRP. A więc od ośmiu lat istnieją dwie ogólnopolskie izby, które nie mogą się dogadać. I to mimo że deklarują co i rusz (ostatnio na Kongresie w Świdnicy) chęć porozumienia.

No ale kto ma ustąpić? Kto ma do kogo przystąpić? Kto zostanie prezesem, a kto wice? Co z oddziałami? Precedens już nastąpił: od 1 stycznia 2014 roku izby łódzkie ITRP i PIT rozpoczęły wspólną działalność, jako oddział PIT. Zmalała liczba biur zrzeszonych w Łodzi, ale powstały oddział uważany jest za jeden z bardziej prężnych.

Przykład z innego, sąsiedniego podwórka. Jesienią dwie izby hotelarskie przystąpiły do poważnych rozmów i zdecydowały o połączeniu sił. W tym roku Walne Zebranie Polskiej Izby Hotelarstwa postanowi o rozwiązaniu i członkowie Izby przejdą do Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego. Siła izby wzrośnie, liczba członków i prestiż również. Co za tym idzie, możliwość wpływania na kluczowe decyzje władz będzie dużo większa niż przed połączeniem. Jak wszędzie – ważna jest liczba szabel.

Marek Ciechanowski prezes ITRP, twierdzi: „W czasie TT Warsaw odbyło się robocze spotkanie ITRP i PIT, które wytyczyło „mapę drogową” współpracy i dalszych działań. Liczymy, że ten proces będzie się dalej toczył, ale nie można go przyspieszać. ITRP od początku deklarowało chęć współpracy oraz utworzenia jednej silnej organizacji branżowej ale bez żadnych warunków wstępnych.”

Paweł Niewiadomski, prezes PIT, dodaje: „Wydaje się, że nie ma między nami różnic co do celów ogólnych, kluczowych założeń oraz opinii o tym, czego potrzebuje branża. Choć w branży nie ma obecnie idealnych warunków do rozwoju, to wydaje się, że wcześniej czy później uda się doprowadzić do konsolidacji działalności obu izb.”

To tyle, jeśli chodzi o dyplomację obu prezesów.

Na drodze do zjednoczenia może stać jednak nie brak zgody na samej górze, ale w regionach. A te w ITRP są całkowicie niezależne i w kilku przypadkach absolutnie nie przyjmują do wiadomości, że mogłyby się połączyć z oddziałami PIT. Wydają się nie zauważać, że rozdrobniona branża jest lekceważona przez władze na każdym szczeblu. A przecież ta sama władza lubi podkreślać, jak ważny jest sektor turystyczny, jak wiele wnosi do PKB. Jednak branża turystyczna ma bardzo nikły wpływ na procesy decyzyjne.

Czy jest szansa na zjednoczenie? Może, gdyby w Polsce zaistniał obowiązek zrzeszania podmiotów turystycznych i do obu izb weszliby nowi ludzie. Bo świeżej krwi trzeba chyba do podjęcia bardziej żwawych kroków i konkretnych decyzji. Szefom w regionach jakoś nie zależy na jedności, nie zależy na sile. Bez siły i jedności branży – zostanie tylko narzekanie i pyskówki, a więc strata czasu. A czas to pieniądz. Żeby go nie tracić, musi się zebrać zaledwie kilkanaście osób z regionów. Ale oni muszą dojrzeć. Albo ustąpić.