Turystyka jeszcze nie wstała z kolan

Pusta uliczka w centrum Gdańska/fot. AG

Drugi rok pandemii branża turystyczna przechodzi nieco lżej niż poprzedni. Większość roku firmy jakoś przeżyły, ale walka o przetrwanie się nie skończyła. Doskonałe wyniki turystyki wyjazdowej i części krajowej w dwóch-trzech miesiącach letnich nie powinny przesłonić prawdziwego obrazu branży. Głębokie straty finansowe, dramatyczna sytuacja kadrowa i brak jasności co do przyszłych restrykcji uniemożliwiają pełną odbudowę sektora. Na pewno nie można twierdzić, że turystyka już wstała z kolan.

Bardzo duża popularność wyjazdów krajowych i zagranicznych w miesiącach letnich może sprawiać wrażenie, że turystyka odrodziła się i już nie potrzebuje pomocy. To jednak tylko pozory – dwa czy trzy miesiące dobrej koniunktury w niektórych sektorach branży nie nadrobią półtorarocznego zastoju, szczególnie, że ten nadal trwa. Niektóre sektory turystyki w ogóle nie ruszyły z miejsca. Wiele firm turystycznych przetrwało dzięki pomocy rządowej, która jest „kroplówką” podtrzymującą życie, a część firm nadal żyje dzięki zyskom z lat poprzedzających kryzys. Właściciele takich przedsiębiorstw odnoszą wrażenie, że trwa raczej odliczanie do końca niż odradzanie się.

Brak turystów zagranicznych

Szczególnie zła jest sytuacja turystyki przyjazdowej. Jak podkreśla Piotr Laskowski, prezes małopolskiego oddziału Polskiej Izby Turystyki:

„Od marca odnotowujemy spadek obrotów o 94 proc. Szacuję, że w tym roku mamy do czynienia z 15 proc. ruchu, który był u nas wcześniej. Droższe hotele świecą pustkami, bo nie ma gości zagranicznych. W Krakowie bywają weekendy, że na rynku widać tłum taki, jak przed pandemią, ale to są głównie Polacy. A trzeba pamiętać, że Polak wydaje statystycznie od dwóch do trzech razy mniej niż turysta zagraniczny. Czasem w ogóle nie nocuje w hotelu, przyjeżdża tylko na jeden dzień.”

Według Laskowskiego, polscy turyści w Polsce preferują tańszą bazę noclegową, zaś obłożenie w hotelach od czterech gwiazdek wzwyż oparte jest w dużej mierze od turystę zagranicznego.

„Przed pandemią w naszej firmie obsługiwaliśmy rocznie około 300 grup zagranicznych, natomiast w tym roku przyjechało ich około 18. Spadek więc wynosi ponad 90 proc. Na przyszły rok pojawiają się rezerwacje od grupy przebukowanych z czasu lockdownu. Jednak już wiemy, że są wprowadzone np. obostrzenia w turystyce szkolnej w Holandii, co wycina nam sporą część rynku. W krajach europejskich jest „parcie” na turystykę krajową, co sprawia, że zainteresowanie wyjazdami do innych krajów jest mniejsze” – mówi Piotr Laskowski.

Potwierdza to Rafał Marek, prezes Krakowskiej Izby Turystyki: „Obserwuję parking pod Wawelem – dwa lata temu połowę stanowiły autokary zagraniczne (z Czech, Niemiec, Austrii, Hiszpanii), połowę z Polski. Ostatnio widziałem tylko jednej autokar z Niemiec.”

Odradzaniu się „przyjazdówki” według Piotra Laskowskiego, nie pomaga także fakt, że Polska nie chwali się nigdzie tym, jak łatwo jest do nas wjechać – wystarczy być zaszczepionym.

Środek lata pod Wawelem/fot. A

Niskie ceny nie pomogą w nadrobieniu strat

Złudne wrażenie dobrej sytuacji przedstawianej przez media masowe podkreśla Jan Mazurczak, prezes Poznańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej:

„Pamiętajmy, że to, jak media masowe przedstawiają problem nie ma się nijak do faktycznej sytuacji w branży. Nawet wysokie obłożenie nie gwarantuje naprawy sytuacji finansowej firmy, jeśli np. hotel nie może być w pełni otwarty, bo brakuje mu pracowników albo musi obniżać cenę. Pamiętajmy, że w miastach sytuacja wygląda inaczej niż w małych kurortach. Choć ocieramy się o wyniki sprzed pandemii, to cena w obiektach jest stosunkowo niska. Po turystycznym lecie przeważnie bazowaliśmy na gościach konferencyjnych i biznesowych. A te perspektywy są słabe: organizatorzy planujący tegoroczne wydarzenia przyspieszyli je, żeby zdążyć przed lockdownem. Skumulowały się we wrześniu, a nie wiadomo, czy wystarczy wydarzeń na kolejne miesiące” – komentuje prezes PLOT.

Kłopoty kadrowe w sektorze MICE

Najbliższe miesiące w przemyśle spotkań będą mijały w tego rodzaju niepewności, utrudniającej odtworzenie potencjału branży. „Bardzo pozytywne jest to, że istnieje obecnie popyt na wydarzenia, ale sytuacja rynkowa jest jeszcze mocno niestabilna” – ocenia Łukasz Adamowicz, wiceprezes SOIT, RPSiW TUgether

Przedstawiciele branży MICE potwierdzają, że mimo wzmożonego ruchu w przemyśle spotkań i wydarzeń, droga do odbudowy jest jeszcze daleka. Jest wiele zapytań ze strony klientów, widoczna jest autentyczna potrzeba spotkań na żywo. Ze względu na istniejące ograniczenia dominują głównie mniejsze eventy i bliższe kierunki, lecz agencje coraz częściej mają problem z zaspokojeniem popytu.

„Na redukcję podaży ma wpływ trudna sytuacja kadrowa – pracownicy, którzy odeszli z branży w kryzysie nie kwapią się, żeby do niej wrócić. Dlaczego? Ponieważ nie ma jasnej sytuacji co do najbliższej przyszłości i tego, ile zimą będzie pracy. Klienci zwlekają z decyzjami i zlecenia wpadają w ostatniej chwili, co utrudnia planowanie” – komentuje Adamowicz

Brak sygnału o przywilejach dla zaszczepionych

Niepewność wynika również z tego, że nie ma wyraźnego sygnału ze strony rządowej co do tego, iż osoby zaszczepione nie będą brane pod uwagę przy limitach osób dla dużych wydarzeń.

„Gdyby to było jasno powiedziane, to branża mogłaby się inaczej zachowywać. Organizatorzy dużych wydarzeń, branża MICE, turystyka biznesowa, są w kryzysie od poprzedniego roku. Mniejsze spotkania zapełniły hotele, ale wszyscy boją się o październik, gdy nie ma turysty indywidualnego, bo obłożenie biznesowe może ledwo zipać. Straty finansowe spowodowane pandemią, wyceniane w Poznaniu na miliard złotych, nie wyrównają się dzięki jednemu udanemu sezonowi letniemu” – mówi Jan Mazurczak.

„Przy obecnie funkcjonujących obostrzeniach i braku komunikacji co do dalszej strategii epidemicznej, a także braku jasnego przekazu odnośnie do zaszczepionych, firmy nie mogą zagwarantować pracownikom, że będą w stanie zatrudniać ich na dłużej. Robi się z tego błędne koło – firmy mają mniejszy potencjał realizacyjny, rynek traci efekt skali, w związku z czy nie odrabia strat finansowych, przez co nie może zatrudniać nowych ludzi” – dodaje Łukasz Adamowicz

Dramat kadrowy

Dramatyczna sytuacja kadrowa w turystyce, o której mówi się już od roku, to nie tylko problem jakości w turystyce, ale także odbudowy rentowności firm. Przedsiębiorcy pytają, jak odtworzyć branżę i utrzymać ofertę w sytuacji, gdy mają związane ręce brakiem pracowników do obsługi gości. Niedobór ludzi do pracy sprawia, że hotele wyłączają część pokoi ze sprzedaży i tracą efekt skali zapewniający rentowność obiektu. Mogliby zarabiać więcej, ale nie mogą, bo nie ma kto sprzedawać, sprzątać pokoi, gotować w kuchni.

„Duży spadek dostępu do pracowników to jest rzecz straszna. Co z tego, że przez trzy miesiące turystyka działała, skoro nie wiadomo jak długo to będzie trwało? A każdorazowe zamknięcie branży to dodatkowe koszty dla obiektów oraz niepewność dla pracowników” – alarmuje Łukasz Wysocki, prezes Gdańskiej Organizacji Turystycznej.

Również w transporcie olbrzymim problemem jest odpływ pracowników. „Z firm autokarowych odeszło ok 45 proc. kierowców i dyspozytorów. Odeszli m.in. do transportu towarowego, do flot” – skomentował Rafał Marek.

Niekorzystna zmiana: duża przewaga turystów krajowych nad zagranicznymi

„Trzy miesiące dobrego lata nie nadrobią półtora roku zastoju. Nie ma ludzi do pracy – to jest główny problem. Drugim jest zmiana struktury rynków źródłowych. Mimo że Gdańsk był w okresie letnim najbardziej obłożonym miastem w Polsce (powyżej 70 proc.), można powiedzieć, że jest to radość przez łzy. Jest i tak dużo gorzej niż w 2019. Stosunek gości krajowych do zagranicznych, który w 2019 roku plasował się na poziomie 68:32 w 2019, w 2021 roku zmienił się na proporcje 80:20, w 2020 wynosił 91:9. Średnia wydatków przypadających na jednego turystę wyraźnie spadła, a to oznacza duże straty finansowe w branży. Cieszymy się, że w ogóle można pracować i że ludzie jeżdżą, ale to nie oznacza, że sytuacja wróciła do normy. Straty będą musiały być odrabiane przez kolejne 2-3 lata” – ocenia Łukasz Wysocki.

Większy udział turysty krajowego w rynku oznacza krótsze pobyty, czyli wyższy koszt obsługi jednego gościa. Turysta polski nie korzysta z gastronomii z wyższej półki tak chętnie, jak gość zagraniczny. Dlatego nawet jeśli hotele cztero-, pięciogwiazdkowe miały latem wysokie obłożenie, to nie osiągnęły przychodów na poziomie sprzed pandemii, bo nie sprzedawały tyle samo w hotelowych restauracjach. Jeśli w ogóle miał kto przyrządzać posiłki, bo odpływ pracowników dotyczy w takim samym stopniu gastronomii jak hotelarstwa.

W hotelach królują szybkie rezerwacje

Mimo że wakacyjne miesiące były bardzo dobre dla hoteli w miejscowościach wypoczynkowych, to – jak wynika z wyników ankiety Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego – w przypadku hoteli biznesowych tylko 23 proc., odnotowało frekwencję powyżej 70 proc., a najliczniejszą grupę (blisko połowę) stanowiły obiekty, które uzyskały frekwencję w przedziale 30-60 proc. W grupie hoteli biznesowych ponad 6 proc. pozostawało zamknięte.

W październiku połowa hoteli posiadała rezerwacje na poziomie niższym niż 5 proc. obłożenia, a kolejna 1/3 poniżej 20 proc.
Średnio 36 proc. zapytań o organizację spotkań biznesowych jest odrzucanych przez hotele z powodu utrzymanego limitu organizacji konferencji, tj. 1 osoby na 10 mkw. Do 20 proc. zapytań, zmuszone jest lub będzie odmawiać 35 proc. hoteli, zaś 80 proc. i więcej zapytań odmawia 17 proc. obiektów.

Piotr Dwurnik, prezes PT Łysogóry, podkreślił: „W województwie świętokrzyskim jak w soczewce widać, to co się dzieje w całym kraju. Gospodarstwa agroturystyczne, pensjonaty w Górach Świętokrzyskim przeżywały latem boom, odnotowywały rekordowe obłożenie i sezon letni dla nich był bardzo dobry. Ale pamiętajmy, że przez ostatni rok oni mocno ucierpieli i nie jest to tak, że w dwa miesiące odrobili straty z kilkunastu.”

„Grand Hotel w Kielcach jest hotelem biznesowymi, więc co roku latem mieliśmy sezon ogórkowy. W tym roku jednak spróbowaliśmy zainteresować pobytami u nas „zwykłych turystów”. Pokazaliśmy im, że Kielce są świetną bazą noclegową i wypadową dla Gór Świętokrzyskich. Można tutaj przenocować w bardzo dobrych warunkach, dobrze i smacznie zjeść oraz szybko i łatwo dotrzeć do wielu atrakcji – rowerem, komunikacją miejską, autokarami czy samochodem. Oczywiście musieliśmy dla tej grupy klientów obniżyć ceny w stosunku do klientów biznesowych, ale opłaciło się. Zatrzymywali się, zwłaszcza w weekendy, turyści, całe rodziny z rowerami. To trwało również w weekendy wrześniowe. Odkryliśmy więc niejako nowy dla nas segment i być może to jest kierunek dla hoteli na przyszłość” – zaznacza Dwurnik.

Słabe okno rezerwacyjne – nie wiadomo, co z dużymi imprezami

„Więcej jest obecnie wydarzeń lokalnych i spotkań branżowych niż tych przywożonych z zewnątrz. Organizatorzy patrzą między innymi na dostępność połączeń lotniczych. Już obecnie jesteśmy pod tym względem jedną z najgorszych destynacji, a po podniesieniu opłat przez PAŻP będzie jeszcze gorzej” – ostrzega Łukasz Wysocki

Według Piotra Dwurnika, sytuacja jest wciąż niestabilna. Trochę ruszyło się w segmencie targowym, więcej przyjeżdża grup zorganizowanych, więcej niż zwykle biur podróży wysyła grupy po kraju. Wszyscy jednak mają w tyle głowy, że w drugiej połowie października, w listopadzie być może zapadną decyzje rządowe o zakazach organizowania wycieczek, imprez, w związku z tym wszyscy rezerwują i organizują pobyty już teraz. Praktycznie nie ma rezerwacji na listopad, grudzień.

Potwierdza to Łukasz Wysocki, który dodaje: „Nadzieje związane z wydarzeniami też mogą okazać się płonne. W Gdańsku w 2021 wszystkie duże koncerty przeniesiono na rok 2022. Odbyły się targi kolejowe Trako, ale Gdańszczanie widzą dużą wstrzemięźliwość w planowaniu wydarzeń. Warunki dla obiektów są niekorzystne, jest mało przedpłat od klientów, a w razie odwołania wydarzenia do zwrotu jest pełna kwota, bez potrącenia. Branża biznesowa musi się kredytować, a płatność od klienta nadchodzi relatywnie późno.”

„Okno rezerwacyjne jest dużo słabsze niż choćby przed dwoma laty – rezerwacje są szybkie, z tygodnia na tydzień, a to nie pozwala planować dłuższej działalności” – komentuje Dwurnik i podkreśla: „Na szczęście, udało nam się utrzymać większość pracowników, zarówno w kuchni i obsłudze restauracyjnej, jak i obsłudze pięter. Nawzajem sobie zaufaliśmy i razem przetrwaliśmy.”

Transport autobusowy stoi

Branża transportowa jest w bardzo złej sytuacji. Nie można mówić ani o poprawie sytuacji, ani o żadnym optymizmie. Wiele autokarów stoi na placach firm leasingowych. Poupadały firmy, które były w złej sytuacji finansowej (np. maiły niespłacone raty leasingowe).

Rafał Marek, prezes Krakowskiej Izby Turystyki zaznaczył: „Trzeba podkreślić, że polski transport autokarowy był przed pandemią na najwyższym światowym poziomie. W sezonie 2-3 tysiące autokarów polskich firm woziło grupy turystów po całej Europie. Dużo z nich to goście z Chin i Stanów Zjednoczonych. Na wielu rynkach polscy przewoźnicy byli numerem dwa, tuż po lokalnym przewoźniku. Teraz ten rynek praktycznie nie istnieje. Dopóki do Europy nie przyjadą turyści z innych kontynentów nie ma szans na jego odrodzenie.”

Jeśli chodzi o regularnie linie rejsowe, to ich obłożenie wynosi 60-70 proc. Wycieczki zagraniczne – najwyżej 50 proc. Obecnie większość tych wycieczek, to krótkie wypady, na przykład do sąsiednich krajów.

Powyższe wypowiedzi akcentują dwie przynajmniej sprawy do załatwienia od razu:

Pierwsza – konieczna jest szybka decyzja rządu o tym, jakie naprawdę będą (i od kiedy) obostrzenia i restrykcje dla osób niezaszczepionych. Przykładem mogą być inne kraje, na przykład Austria, w której już wiadomo, że na wyciągi i do kolejek górskich wpuszczani będą jedynie osoby posiadające certyfikat covidowy. Podobne warunki powinny być jasno określone powinny obowiązywać przy organizacji imprez, konferencji.

Druga – konieczne jest opracowanie systemowej pomocy przy odbudowie kadr w szeroko rozumianej branży turystycznej. Bez wykwalifikowanych pracowników trudno będzie odbudować zaufanie do branży, a co za tym idzie – samą branżę.

Tekst: Adam Gąsior i Marzena Markowska