Zimowy eksperyment Tour Salonu

Pierwsze koty za płoty edycji zimowej najstarszych targów turystycznych w Polsce już za nami. Zmiana terminu, z tradycyjnego październikowego, podyktowana była według organizatorów życzeniami branży turystycznej. Październik był za wcześnie na prezentację oferty letniej, luty wydawał się idealny.

Zorganizować dużą imprezę targową cztery miesiące po poprzedniej było przedsięwzięciem karkołomnym. I nie mogło się to do końca udać. Żeby zwiększyć szanse na to, że ktoś przyjdzie na targi, połączono je z trzema innymi imprezami: Rybomanią, Knieją i Boatexem. I rzeczywiście, w sobotę i niedziele frekwencja była zadowalająca, ale większośc gości niestety wybierała właśnie tamte wystawy. Na Tour Salonie najwięcej odwiedzających było w piątek.

Na tych targach wiele rzeczy było nowych czy innych. Z technicznych warto wspomnieć, że mała scena, nazywa główną, była fatalnie nagłośniona, co szczególnie wyszło podczas otwarcia – praktycznie nie było słychać przemawiających. Na scenie zobaczyliśmy i przy dobrym nastawieniu uszu, usłyszeliśmy m.in. prezesa zarządu MTP Przemysława Trawę, prezesa Poznańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej Jana Mazurczaka, p.o. prezesa POT Bartłomieja Walasa; odczytano list od minister Doroty Dulińskiej.

Tzw. Strefa Urwisa była może miła dzieciom, które zostały przyprowadzone tutaj przez swoich wychowawców lub rodziców, jednak dla samych targów (turystycznych!) nie były wartością dodaną.

Taką zaś w założeniu miała być Strefa Biznesu. Podobne istnieją już od lat na imprezach targowych za granicą. Niestety, informacje o możliwości uczestniczenia w niej były przekazane branży za późno lub za mało intensywnie. W związku z tym, obie sale przeznaczone na biznesowe spotkania świeciły pustkami. Do przygotowanych przedstawicieli dwóch polskich touroperatorów i jednego z Indonezji, praktycznie nikt się nie przysiadał. Czy nasza branża jeszcze nie potrafi korzystać z tej formy kontaktów? Być może niecała, chociaż podczas choćby giełdy GTM w Niemczech, przedstawiciele polskich biur biorą udział w podobnych „strefach biznesu” i chwalą sobie w nich udział. W Poznaniu zabrakło więc informacji i promocji. Po kilku godzinach zresztą gospodarze przenieśli plansze i część stolików Strefy Biznesu do głównego holu, gdzie przy stolikach barowych kwitło życie towarzyskie, ale i dobywało się najwięcej rozmów B2B.

Jak będzie za rok? Jeśli odpowiednio wcześnie ruszy akcja informacyjna i promocyjna targów, branża będzie miała więcej czasu żeby się przygotować. Ale wystawców trzeba czymś przyciągnąć. Konkurencja targowa w pierwszych czterech miesiącach roku jest duża i Tour salon nie może liczyć tylko na sentyment i tradycje. Niedługo skończą się dotacje dla regionów, nie wiadomo czy będą tak licznie i silnie mogły się wystawiać. Z zagranicznych wystawców można liczyć na regiony niemieckie, dla których Poznań tradycyjnie jest najważniejszym rynkiem, ale czym przyciągnąć innych? Bożena Hirling, dyrektor Narodowego Przedstawicielstwa Turystyki Węgierskiej w Warszawie, przyznała, że zaskoczyła ją mała liczba zwiedzających: „Materiałów promocyjnych rozdałam cztery razy mniej niż podczas targów w Katowicach.”

Nie wystawiały się kraje arabskie, które praktycznie zawsze budują duże barwne stoiska, na palcach jednej ręki można było policzyć obecnych touroperatorów. Mocno reprezentowane były miasto partnerskie targów Poznań i Wielkopolska, ale czy Poznaniacy na targach turystycznych szukają ofert ze swoich okolic?
Pozytywnie można ocenić konferencje i i warsztaty towarzyszące targom. A nadzieja cała w tym, że organizatorzy zdają sobie sprawę z błędów jakie popełnili i że mają cały rok żeby je naprawić. Tour Salon jest potrzebny branży turystycznej, co przyznawali praktycznie wszyscy wystawcy. Jest od wielu lat miejscem spotkań i mniej lub bardziej zobowiązujących rozmów. Lubimy te targi i chcielibyśmy je znowu cenić nie tylko za atmosferę. Będziemy kibicować.

{gallery}3393{/gallery}